10/26/2016

Rozdział I

30 października
ALISON
               
                Nigdy z ciebie nie zrezygnuje. Nigdy cię nie zawiodę. Nigdy nie ucieknę i nie porzucę. Słowa, które brzmiały tak banalnie, a wyrażały wszystko co chciałam powiedzieć. Nie znajdowałam się w odpowiednim miejscu na takie rozmyślenia, ale w mojej głowie panował naprawdę ogromny mętlik. Od dłuższego czasu nie potrafiłam uporządkować swoich myśli. Wszyscy wokół myśleli, że już jest ze mną wszystko w porządku, jednak na moim ciele znajdowały się blizny, które do końca życia będą mi przypominały ten koszmar. Nie potrafiłam powrócić do mojego dawnego życia.
                Stałam nad grobem Niny. Czułam ciągle ogromny ból w klatce piersiowej, którzy chyba był spowodowany tym wszystkim co czułam. A co czułam? Ogromny żal, rozpacz, zniechęcenie do życia, chęć ucieczki z dala od tego miejsca. Dlaczego tak młodzi ludzie opuszczają ten świat i umierają? To nie jest sprawiedliwe! Mimo wszystko… Nina nie zasługiwała na śmierć. Czułam się winna. Gdybym zwróciła więcej uwagi na nią to może to wszystko potoczyłoby się inaczej. A może James i tak znalazłby jakiś sposób, aby zniszczyć nas wszystkich? Kto wie, może i on wciąż by żył… Moje ciało przeszył dreszcz na samą myśl o tym, że ten psychopata mógłby znajdować się pomiędzy nami, zgrywać normalną osobę…
                Tak strasznie mi jej brakowało. Jej czy tamtych czasów? Zamknęłam oczy i po moim policzku spłynęła łza. Tak, tęskniłam za tamtymi czasami, gdy wszystko wydawało się takie beztroskie i bez problemowe. Stawałam się dorosła, czekały mnie nowe obowiązki, na które musiałam znaleźć siłę, której kompletnie nie mogłam znaleźć. Marzyłam, aby się cofnąć w czasie i zmienić bieg wydarzeń. Ale dlaczego chciałam czegoś nierealnego? Mimo wszystko miałam swoje szczęście. Tak… Martin to zdecydowanie najlepsze co mi się przytrafiło. Powinnam zapomnieć o przeszłości i skupić się na tym co jest i co będzie. Co mi by dało cofnięcie się do początku liceum, kiedy to moje życie obracało się na imprezowaniu i poznawaniu nowych ludzi. Cóż, krótko mówiąc dobrze się bawiłam. Ale teraz miałam coś znacznie bardziej wartościowego. Dowiedziałam się czym jest miłość. Miałam chociaż jedną perspektywę na przyszłość. Cokolwiek się nie stanie to on będzie. Nie zawiódł mnie. Ciągle przy mnie był. Pomagał, gdy tylko go potrzebowałam.
                Otworzyłam oczy, ale nic się nie zmieniło. Pomimo moich wcześniejszych myśli odetchnęłam z ulgą. Szybko zaczęłam przechodzić pomiędzy nagrobkami kierując się w stronę wyjścia z cmentarza. Tak strasznie nie lubiłam tutaj przebywać. Wszystko sprowadzało się do ludzi, którzy odeszli, a tak naprawdę wciąż powinni być na tym świecie. Gdy tylko opuściłam te nieszczęśliwe miejsce znacznie przyspieszyłam kroku i w przeciągu kilkunastu minut znalazłam się przed moim domem. Przywitałam się krótko z matką, która krzątała się w kuchni i wbiegłam po schodach na górę. Wpadłam do swojego pokoju i zaczęłam po cichu płakać. Bałam się, że zaraz ktoś wejdzie, aby sprawdzić czy wszystko w porządku. Stosunkowo nie dawno skończyłam z wizytami u terapeuty i nie chciałam rozpoczynać tego od nowa. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy.
                Nagle znów znalazłam się w kościele. Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się niespokojnie dookoła. Widziałam tę starą szafę. Znajdowałam się blisko niebezpiecznej krawędzi, z której właśnie spadł James. Chciałam się oddalić, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu, jakby całe moje ciało było sparaliżowane. Usłyszałam skrzypiące schody. Ktoś wchodził na górę co bardzo mnie przestraszyło. Chciałam krzyknąć, wołać o pomoc, ale z mojego gardła nie mógł się wydobyć żaden dźwięk. Nie wiedziałam co się działo. Przecież przed chwilą byłam w swoim pokoju! Wtedy pojawił się przede mną mój największy koszmar. James stał i uśmiechał się do mnie nieco ironicznie. Co to wszystko miało znaczyć?
                — Mówiłem ci, że przede mną nie uciekniesz — otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, a on wybuchł śmiechem, który wywołał ciarki na moim ciele. W dalszym ciągu nie mogłam się poruszyć ani nic powiedzieć. Chłopak przybliżył się do mnie. Mogłam liczyć piegi na jego nosie. Trwało to dla mnie wieczność, aż popchnął mnie z całej siły a ja poleciałam w tę otchłań. Widziałam jak ciągle się na mnie patrzy, a ja jakbym zawisła w powietrzu. Wtedy zauważyłam coś kompletnie nierealistycznego. Sznury obwiązywały się wokół mojej szyi, tak jakby ktoś sznurował sznurówkę u buta. Wtedy odzyskałam władzę nad moim ciałem, próbowałam się odplątać, ale było to niemożliwe. Powoli traciłam oddech i wtedy udało mi się głośno krzyknąć. Krzyczałam ze wszystkich sił.
                — Obudź się, Ali! — znów byłam w swoim pokoju. Usiadłam w pozycji pionowej i dotknęłam swojej szyi. Żadnego śladu po sznurach. To był tylko kolejny koszmar, który był zdecydowanie zbyt realistyczny. Spojrzałam się na Martina, który sprawiał wrażenie mocno przestraszonego. Całe szczęście był bardzo rzadko świadkiem moich koszmarów. Myślałam, że tak będzie lepiej. Byłam przekonana, że on wysłałby mnie z powrotem na terapię.
                — To był tylko sen — powiedziałam do niego zdecydowanie zbyt zachrypniętym tonem. Za oknem było już ciemno. Aż tak długo spałam? Kompletnie straciłam poczucie czasu.
                — Miałem nadzieję, że będziesz już gotowa. Ale jeśli nie chcesz to nie musimy nigdzie iść — cholera! Kompletnie o tym zapomniałam! Sama się sobie dziwiłam, jak można zapomnieć o swoich własnych urodzinach? Oczywiście rano nie dało się o tym zapomnieć, gdy rodzice przywitali mnie z moim ulubionym ciastem i złożyli mi piękne życzenia. W momencie, gdy poszłam odwiedzić nagrobek Niny kompletnie straciłam głowę… Stałam się oficjalnie osobą pełnoletnią.
                — Dwadzieścia minut i jestem gotowa, obiecuję — zerwałam się z łóżka jak szalona i usiadłam przed toaletką w celu zrobienia lekkiego makijażu wyjściowego. Gdy sięgnęłam po bazę pod makijaż i chciałam już ją rozsmarować na mojej twarzy, wtedy Martin objął mnie z całych sił. Było to bardzo miłe uczucie. Czułam się taka… bezpieczna.
                — Nie śpiesz się — pocałował mnie delikatnie w szyje, a ja automatycznie odchyliłam głowę w bok. Z tych delikatnych całusów odczuwałam naprawdę ogromną przyjemność. W porę się opamiętałam i przybrałam stanowczy wyraz twarzy. Nie mogłam być, aż tak uległa. Nawet w stosunku do Martina.
                — Przestań. Jesteśmy umówieni, to nie jest odpowiednia pora na takie czułości — powiedziałam i zobaczyłam w odbiciu lusterka jak chłopak delikatnie się uśmiechnął.
                — Nic złego nie robię. Chciałem ci tylko powiedzieć, że życzę ci wszystkiego najpiękniejszego, księżniczko — wyszeptał mi do ucha i ponownie zaczął składać pocałunki i powoli schodził coraz niżej. Trudno było się temu oprzeć, ale odsunęłam się od Martina, który wyglądał na niezadowolonego z tego powodu.
                — Przepraszam, ale i tak będziemy spóźnieni, a bardzo tego nie lubię — wytłumaczyłam się krótko, a chłopak smutno pokiwał głową.
                — Niech ci będzie. Dostaniesz prezent w swoim czasie — odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pomimo zaskoczenia powstrzymałam się już od jakiejkolwiek odpowiedzi. Skończyłam osiemnaście lat. Byłam już osobą pełnoletnią, dorosłą. Jeszcze dwa lata temu byłam przekonana, że ten dzień będzie dla mnie wyjątkowy. To co przeżyłam parę miesięcy temu miało wpływ na to, że jednak dzień moich urodzin nie będzie tak magiczny jak oczekiwałam. Z Niną planowałyśmy nasze przyjęcia z okazji osiemnastych urodzin. W tym dniu miałam być jak księżniczka. Ale teraz za bardzo się bałam tego co mogłoby się stać na takim przyjęciu, a Nina nawet się nie doczekała swoich osiemnastych urodzin… Koniec końców i tak dałam się namówić na wyjście. Wraz z Martinem mieliśmy się spotkać z Chuckiem i Katherine w miejscowym pubie. Choć byłam pewna obaw to nie chciałam wpaść w jakąś fobię. Z czasem mogłabym przestać w ogóle wychodzić z domu.
                — Gotowa — oświadczyłam dumnie po jakimś czasie, gdy byłam już przebrana, pomalowana i ułożyłam sobie włosy. Martin oderwał wzrok od telefonu i spojrzał się na mnie. Z uśmiechem od ucha do ucha wstał z łóżka.
                — Pięknie wyglądasz. Nie spuszczę cię z wzroku, pamiętaj — powiedział ostrzegawczo i mnie krótko przytulił. Choć miałam obawy dotyczące dzisiejszego wieczoru, to byłam też przekonana, że przy nim już nigdy więcej nic złego mi się nie stanie.

MARTIN

                Zaciągnąłem hamulec ręczny i wysiadłem z samochodu. I o to byłem pod pubem, w którym potrafiłem przesiadywać godzinami i pić piwa za darmo, które dawał mi starszy kolega pracujący tam jako barman. A w tym momencie miałem za sobą wiele przeżyć, które mnie zmieniły. No i miałem też ją, a ona zmieniła mnie najbardziej. Chwyciłem ją delikatnie za rękę. W środku panował ogromny tłok. Z trudem odnaleźliśmy Kat, która siedziała wraz z kilkoma koleżankami. Wszystkie ucieszyły się na widok Ali.
                — Gdzie jest Chuck? — skierowałem pytanie do Katherine, która wzruszyła jedynie obojętnie ramionami. Od razu rzuciłem podejrzany wzrok na Ali, a z jej spojrzenia wywnioskowałem, że nie mogę o nic spytać.
                Minęła godzina, a Chucka wciąż nie było. Wysłałem już do niego kilkanaście odpowiedzi i nie uzyskałem ani jednej odpowiedzi.
                — Poszukaj go – wyszeptała do mnie Alison. Nie byłem przekonany czy to dobry pomysł. Ale póki co wieczór przebiegał w jak najlepszym porządku. Co właściwie mogłoby się stać? Skinąłem krótko głową i wstałem. Nie miałem zamiaru oddalać się nie wiadomo jak daleko, wciąż odczuwałem niepokój. Było zbyt spokojnie… Boże! Nawet w tym doszukiwałem się czegoś podejrzanego! Co się ze mną działo?! Wyszedłem przed pub, aby odetchnąć świeżym powietrzem. W momencie, gdy z kieszeni kurtki wyciągnąłem paczkę papierosów odnalazłem Chucka. Stał jakieś sto metrów dalej w obecności nieznajomej mi blondynki. Powoli ruszyłem w ich kierunku.
                — O! Jesteś już! — krzyknął rozradowany Chuck. Pomimo całkiem wczesnej godziny był już nieco wstawiony. Uśmiechnąłem się z zakłopotaniem. Nie chciałem nic mówić, że byłam w pubie od godziny. Przyjrzałem się dziewczynie, która mu towarzyszyła. Wyglądała na nieco starszą, ale nie mógłbym obstawić jej wieku. Niestety, w dzisiejszych czasach już tak jest, że dziewczyny wyglądają nawet na osiemnaście lat, podczas gdy tak naprawdę mają po czternaście.
                — Witaj Martinie MacKanzie. Miło cię w końcu spotkać osobiście — jej głos był nieco zbyt przesłodzony, a to co do mnie powiedziała wprawiło mnie w zaskoczenie. Jakie w końcu?
                — Eee… Cześć — odpowiedziałem nieco zmieszany. Uśmiechnęła się do mnie, a w jej policzkach pojawiły się dołeczki. Chuck złapał mnie za ramię i odciągnął na bok.
                — Zaraz wrócimy do ciebie! — krzyknął do dziewczyny, gdy się oddalaliśmy.
                — Co ty wyrabiasz? — zapytałem, a chłopak jedynie mnie uciszył.
                — Stary, musisz poznać tę laskę! — oświadczył z ogromnym entuzjazmem. Zirytowany przez co powiedział mój przyjaciel rzuciłem na ziemię w połowie spalonego papierosa i go przygniotłem. Byłem z Alison, której na pewno nie spodobałby się ten pomysł.
                — Chuck, czy ty myślisz racjonalnie? Jestem teraz w związku! Nie obchodzą mnie inne dziewczyny, interesuje mnie tylko Ali! — spróbowałem wyjaśnić mu spokojnie. I zanim chłopak zdążył mi cokolwiek na to odpowiedzieć to ja szybko dodałem: — Po za tym ty nie zachowujesz się fair wobec Kat. Myślałem, że wy dwoje jesteście blisko! A teraz siedzi i jest wściekła na ciebie, przynajmniej tak mi się wydaje. Gdy tylko się o ciebie spytałem, Kat wzruszyła ramionami, a Ali spojrzała się na mnie z tym morderczym wyrazem twarzy i wiedziałem, że jeśli zadam jeszcze jedno pytanie to mnie zabije. Nie mam pojęcia jak one potrafią się porozumiewać bez słów…
                — Nic nie obiecywałem Katherine, a jeśli ona sobie narobiła nadziei to nic na to nie poradzę. Uważam, że nigdy nie odetniesz się od przeszłości, jeśli wciąż będziesz się spotykać z Ali — powiedział poważnym tonem, a mnie niemal zwaliło z nóg. Owszem, chciałem się odciąć od tego co było kiedyś, ale w życiu nie przyszła mi myśl, że musiałbym zerwać kontakt z Alison. W końcu to razem rozpoczynaliśmy nowe życie.
                — Czy ty siebie słyszysz? Jeśli miałbym się odciąć od przeszłości i zerwać z kimś kontakt to chyba właśnie z tobą! Mieliśmy dziś spędzić razem czas, a ty latasz z jakąś dziewczyną, której nawet nie znasz! Chcesz skończyć jak Nina? — może trochę mnie poniosło, w szczególności z tym ostatnim zdaniem, ale musiałem to powiedzieć… Chuck sprawiał wrażenie głęboko urażonego.
                — Wiesz co, myślę, że to jest odpowiedni moment, aby zerwać z przeszłością. Wracaj do Alison, Martin — i bez zamiaru jakiejkolwiek odpowiedzi odwróciłem się i ruszyłem w kierunku pubu. Dziewczyna, która czekała na nas zatrzymała mnie po drodze.
                — Hej, już idziesz? Myślałam, że trochę z nami spędzisz czasu — powiedziała słodko do mnie, mierząc mnie wzrokiem.
                — Obiecywałem coś komuś i nie mam zamiaru złamać słowa — odpowiedziałem patrząc prosto na Chucka, tak aby zrozumiał przekaz.
                — Nazywam się Hope. Tak abyś mógł mnie znaleźć, jeśli zechcesz. Hope Walker — wypowiedziała to zdanie, gdy zrobiłem już parę kroków. Zatrzymałem się.
                — To jest twój sposób na odcięcie się z przeszłością, Chuck? Świetnie ci idzie! Znajdźmy jeszcze siostrę Jamesa i stwórzmy nową paczkę przyjaciół! — krzyknąłem wściekły. Ale mój przyjaciel sprawiał wrażenie zdezorientowanego.
                — Martin, nie rozumiesz całej sytuacji. Uspokój się, nie chcę ciebie jeszcze bardziej zdenerwować — pokręciłem z niedowierzaniem głową na słowa Hope.
                — Co takiego mogłoby mnie bardziej zdenerwować?
                — Kojarzysz moją mamę. Bethany Wesley — i niemal natychmiast pożałowałem wcześniej zadanego przeze mnie pytania.
                — Muszę wracać — powiedziałem i pomimo kolejnej próby zatrzymania mnie wróciłem do pubu. Nie wiedziałem, że Liam miał przyrodnią siostrę, której matka była ofiarą mojego ojca… To wszystko nie trzymało się sensu, wydawało się dla mnie zbyt chore, aby było prawdziwe. A może ta dziewczyna kłamała? Udaje inną osobę, aby się do nas zbliżyć, a potem wszystko zniszczyć?
                — Wszystko w porządku? — spytała mnie nagle Alison, a ja cicho mruknęłam, że tak. Od razu źle się poczułem z tym, że ją kłamię, ale nie chciałem jej zepsuć pierwszego normalnego wieczoru od dłuższego czasu. Powiem jej innym razem, a wtedy znów wszystko będzie w nas wzbudzało strach.




Dzień dobry, po miesiącu przerwy wracam z opowieścią o Alison i Martinie!<3 mam to do siebie, że w moich opowiadaniach autorskich nigdy nie może byc kolorowo. Wątek z postacią Hope bedzie rozwinięty, a oprócz tego mam kilka pomysłów w zanadrzu, mam nadzieję, że uda mi się je wykorzystać! :) Rozdział sprawdzałam, ale nie jestem pewna czy wszystkie błędy wyłapałam. No i zmieniłam rodzaj narracji. Nie jestem tez pewna czy na pewno wszystkie czasowniki są w tym czasie przeszłym. Co chwilę się łapię na tym, że zaczynam pisać tak nagle w czasie teraźniejszym, ale większość od razu poprawiam. Czasem nawet tego nie ogarnę i tak pisze przez jakiś czas. Miałam w planach opublikować to znacznie wcześniej, ale cierpię na brak wolnego czasu. Zajęcia, praca, siłownia, chyba zbyt za dużo na siebie zarzuciłam, no ale chociaż się nie nudzę;) Jest mi mega trudno, wracam do domu i jestem zbyt zmęczona, aby cokolwiek napisać. Czasem coś przeczytam, ale nie mam nawet siły skomentować. Musze to zmienić. Dziś odpuściłam sobie wszystko i mam dzień lenia. W piątek wracam do domu i mam, aż 5 dni wolnego! To tylko 5 dni, a wydaje mi się tak dużo :D Dobra, chcę trochę nadrobić z komentarzami u was oraz coś wrzucić na magicworldlilyevans ;) Trzymajcie kciuki, abym jutro wytrwała. Po dwóch godzinach siłowni idę na osiem godzin do pracy, chyba z tym trochę przesadziłam :\ Buziaki dla was wszystkich! <3
PS. komentuje jak wam się podoba, bo ogólnie jak to przeczytałam to mi się troche z taką ukrytą prawda skojarzyło hahah,ale później będzie lepiej :D 

Obserwatorzy